Czy muszę zasłużyć, żeby być?
Słowo, które ostatnio intensywnie jest ze mną, to: „zasługiwać”.
Pojawia się jak echo w różnych rozmowach, kontekstach, wspomnieniach. Czuję, że w jakiś sposób noszę w sobie jego ciężar. Ciężar tej części mnie, która kiedyś – a może nadal? – wierzyła, że musi zasłużyć.
Zasłużyć na uwagę. Na uznanie. Na przyjaźń. Na miłość.
Zasłużyć na to, by ktoś zechciał się zatrzymać i zobaczyć mnie naprawdę.
To przekonanie o zasługiwaniu ma w sobie wiele z służebności – albo z hierarchiczności. Jest w nim jakiś komponent zależności. Jakby był ktoś „ponad”, kto rozdaje uznanie – a ja mogę jedynie starać się spełnić oczekiwania. Być nagrodzona. Oceniona. Doceniona.
Jeśli wystarczająco się postaram.
A przecież w relacji nie o to chodzi, byśmy zasługiwali.To moje osobiste doświadczenie. Jednocześnie widzę je także u innych. To nie jest jednostkowa historia. Coraz częściej w rozmowach z kobietami – ale nie tylko – słyszę podobne nuty:
„Już nie chcę zasługiwać. Chcę po prostu być.”Tylko być. Bez konieczności udowadniania swojej wartości.A zaraz potem pojawia się pytanie: czy samo „bycie” naprawdę wystarczy?
Skąd to się wzięło?
Zaczynam się zastanawiać – skąd w nas tak głęboko zakorzenione przekonanie, że trzeba zasłużyć?
Wychowanie
Już w dzieciństwie uczymy się, że wartość jest czymś, co się zdobywa.Że trzeba „być grzecznym”, żeby zasłużyć na pochwałę.Że trzeba się postarać, żeby zasłużyć na wycieczkę.A w szkole? Tam często wprost padają słowa: „dzisiaj zasłużyłaś na piątkę”.
I choć może to brzmi niewinnie, to język ma moc – buduje rzeczywistość, w której ta „piątka” nie jest wyrazem uznania dla zaangażowania się i osobistego wkładu, ale miernikiem spełnienia czyichś oczekiwań.Stoi za tym cała ukryta hierarchia: ktoś ocenia, ktoś decyduje, ktoś rozdaje uznanie. I to nie jestem ja.
Kontekst kulturowo-historyczny
Przez wieki dominował ustrój poddańczy – ogromna część społeczeństwa była zależna od „pana”, od jego decyzji, uznania, woli.Praca, byt, życie – to wszystko miało miejsce w cieniu zależności. Nic dziwnego, że gdzieś głęboko utrwalił się wzorzec: czy jestem warta tego, by dostać, mieć, być?
Religa
W katolickim wychowaniu bardzo silnie obecna jest narracja zasługiwania na łaskę, na życie wieczne, na zbawienie. Czyli – na największą nagrodę, jaka istnieje.Życie przedstawiane jest jako czas, w którym mamy się wykazać. Zasłużyć na przestąpienie bram Raju. Przychodzimy na świat z ciężarem grzechu pierworodnego i całym swoim życiem dajemy świadectwa, które na koniec zostaną podsumowane – czy staraliśmy się wystarczająco.
I tak buduje się wewnętrzny świat, w którym jestem warta tylko wtedy, gdy…
(tu wstaw dowolny warunek: jestem miła, wydajna, mądra, skromna, pomocna, zaangażowana…)
Konsekwencje
To myślenie ma swoją cenę.Zasługiwanie ustawia nas w pozycji, w której wartość zawsze zależy od zewnętrznej oceny.Trudno wtedy zaufać sobie. Trudno poczuć wewnętrzną moc i akceptację.Zamiast tego pojawia się lęk przed odrzuceniem, perfekcjonizm, nadmierna samokrytyka, uzależnienie od opinii innych, wypalenie, poczucie winy. Bo jeśli moja wartość zależy od tego, co robię (i jak dobrze to robię), to nie mogę przestać.Nie mogę się zatrzymać. Nie mogę po prostu być. A przecież…
przecież to, że jestem – już wystarczy.
Co zamiast zasługiwania?
Nie chodzi o to, żeby nie robić nic. Ani o to, żeby odrzucić rozwój, ważność na innych, współdziałanie.
Pytanie brzmi: z jakiego miejsca to robimy?
– Czy działam, bo chcę wzrastać i dzielić tym, co we mnie dobre – czy dlatego, że czuję się niewystarczająca i muszę udowodnić swoją wartość?
– Czy pracuję, bo to mnie karmi i ma dla mnie sens – czy dlatego, że muszę zasłużyć na uznanie, podziw, dobre słowo?
– Czy kocham i troszczę się, bo to wypływa z mojego serca – czy dlatego, że wtedy może ktoś też mnie pokocha?
Mam w sobie część, która przez lata wierzyła, że trzeba zasłużyć.
Ale mam też inne części – te, które przypominają mi, że mogę działać z miejsca wnoszenia, a nie z miejsca braku.
Z miejsca, w którym widzę wartość swoich jakości.
Z miejsca, w którym nie muszę już niczego spłacać.
I wiem, że świadomość tego to pierwszy ważny krok.
I że idzie mi już całkiem dobrze.
Zakończenie – pytanie do Ciebie
Zostawiam Cię z pytaniem, które wraca do mnie:
Na co Ty jeszcze próbujesz zasłużyć?
Czy czujesz, że musisz zasługiwać – na miłość, na uwagę, na szacunek, na sukces?
A może jesteś już w miejscu, w którym wiesz, że Twoje bycie – takie, jakie jest – ma sens, wartość i znaczenie samo w sobie?
Jeśli chcesz, podziel się swoim doświadczeniem. Jestem bardzo ciekawa, jak to wygląda u Ciebie.
Oferta
Terapia IFS
Mediacje dla par i rodzin
Mediacje w organizacjach
Warsztaty otwarte
Grupy wsparcia
Najnowsze komentarze